Informacje o mnieMoja galeria zdjęć

Podróże palcem po mapie
profesora Ciekawskiego



Rozdział I

Poszukiwaniu żyrafy w kolorowe kropki


Profesor Ciekawski był bardzo znanym podróżnikiem. Uwielbiał podróże i wymyślnie coraz to nowych miejsc, które warto zwiedzić. Profesor siedział w domu w bujanym fotelu, palił fajkę i spoglądał na ściany obwieszone mnóstwem zdjęć z wędrówek Ciekawskiego. W pokoju stały regały pełne książek. Profesor czuł, że nadeszła pora, aby spojrzeć na mapę i wybrać kolejne miejsce wyprawy. Wstał, podszedł do wielkiej mapy, zamknął oczy i wodził palcem zastanawiając się gdzie odbędzie kolejną podróż. Wodził palcem po mapie, wodził i & otworzył oczy, jego palec zatrzymał się na Afryce. Profesor Ciekawski z zawadiackim uśmiechem na twarzy szybko zaczął pakować walizki i niezbędny ekwipunek na wyprawę. Czuł, że będzie wyjątkowa. Profesor wysiadł na lotnisku gdzie czekała na niego ekipa ludzi, z którymi miał udać się w głąb dzikiej Afryki. Znali bezkresne ziemie tonącej w słońcu Afryki, byli przygotowani na spotkania z dzikimi zwierzętami i pełni zapału do odkrywania nowych nieznanych miejsc i przygód.

Profesor Ciekawski wraz z przewodnikami wędrował coraz to w dalej w głąb dzikiego lądu. Mijali lasy, pustynne piaski, małe i duże wioski. Profesor szukał miejsca, w którym miałby przekonanie, że właśnie tu czeka na niego kolejna przygoda. W pewnym momencie gdy byli w samym sercu dżungli, profesora ogarnęło dziwne uczucie. W środku pachnącego kwiatami zielonego lasu znajdowała się wioska, w której słychać było piękny śpiew ptaków i widać było małpki skaczące po gałęziach drzew. Skóra tubylców była w kolorze czekolady, a włosy upinali na czubku głowy. Kobiety we włosy miały wpięte kwiaty a w uszach piękne ozdoby. Profesor postanowił, że tu rozbije swój obóz. Szybko porozumiał się z tubylcami i zaczął wypytywać mieszkańców o ich zwyczaje i legendy. Siedząc przy ciepłych płomieniach ogniska tubylcy chętnie opowiadali o swoje legendy i przygody dzielnych wojowników. Z zapałem kreślilii przygody związane ze zwierzętami, które odwiedzały ich wioskę, legendy przekazywane z pokolenia na pokolenie o dziwnych stworach odwiedzających wioskę. Każdą opowieść podsycały wzbijające się w niebo płonie ognia. Z rozmów ze starszyzną wioski, profesor dowiedział się, że dziwne stwory nawiedzały wioskę ale nikt nie wiedział dokładnie, dlaczego. Krążyła jedynie legenda mówiąca, że dziwne stwory przychodzą w nocy i szukają kogoś kto im pomoże. Tubylcy pokazywali profesorów skóry przedstawiające legendę o dziwnym stworze o długiej szyi. Na malowidłach widniało zwierze, które dla profesora było podobne do żyrafy a skóra jego pokryta była różnokolorowymi kółkami. Ogień powoli dogasał a profesor Ciekawski po długich godzinach spędzonych na słuchaniu niesamowitych opowieści znużony i zmęczony podróżą położył się spać. Długo nie mógł zasnąć i kręcił się z boku na bok myśląc o opowieściach tubylców. Z rozmyślań wyrwały profesora hałasy i krzyki. Wyszedł z namiotu żeby zobaczyć co się stało i skąd dobiegają wrzaski zwierząt i pisk ludzi i zobaczył tubylców biegających w popłochu. Zaspany profesor ujrzał cień, który padał na jego namiot. Był to cień stworzenia o długiej, bardzo długiej szyi i dziwnie przypominanych żyrafę uszach. Profesor stał jak wryty. Ku jego zaskoczeniu stwór przed którym wszyscy uciekali okazał się małą żyrafą w kolorowe kropki. Zwierze stanęło na wprost profesora i przekrzywiając swą długą szyję przyglądało się przybyszowi. Profesorowi zdawało się, że zwierze patrzy na niego wzrokiem proszącym o pomoc tylko nie wiedział w czym i w jaki sposób miałby człowiek pomóc takiemu zwierzęciu. Zaaferowany profesor nie zauważył kiedy wstało słońce i spowiło wioskę promieniami wschodzącego słońca. Opadła mgła i oczom profesora ukazał się widok pustej wioski z której wszyscy uciekali w nocy w wielkim popłochu. Profesor pozbierał porozrzucane przedmioty, miski i naczynia i zaczął myśleć o nocnym gościu. Gdy wszyscy wrócili do wioski profesor poprosił o dokładne opowiedzenie ze szczegółami legendy. Starszyzna usiadła przy ognisku wraz z profesorem i zaczęli opowiadać jeden przez drugiego urywki opowieści przekazywanych przez swoich rodziców i przodków. Historia sięgała czasów gdy Afryka była zupełnie dzikim krajem niedostępnym dla podróżników. Lasy zamieszkałe były przez dzikie zwierzęta. W jednej z wiosek mieszkał mały chłopiec który bardzo lubił uciekać z wioski i biegać z dzikimi zwierzętami, bawić się z nimi. Wszyscy w wiosce ostrzegali go przed samotnymi wyprawami do lasu gdzie mieszkała zła szamanka Zula. Wszyscy wiedzieli, że szamanka potrafiła zamieniać ludzi w zwierzęta karząc ich w ten sposób za zakłócanie jej ciszy i spokoju. Pewnego dnia niesforny poszedł znowu do lasu i zobaczył pomiędzy liśćmi paproci, porośnięty mchem namiot. Ciekawy podszedł bliżej. Wtedy czary mary malu meli& i w miejscu gdzie stał chłopiec stało zwierze o długiej szyi i kolorowych kropkach. Zwierze przypominało żyrafę. Zrozpaczony malec chciał wrócić do wioski ale mieszkańcy się wystraszyli i wypędzili żyrafę. Od tej pory żyrafa smutna szukała kogoś kto zdejmie z niej czar. Lata mijały, wioski się zmieniały, a legenda o chłopcu zaklętym w żyrafę wciąż trwała. Nikt nie wiedział jak pomóc chłopcu. Żyrafa spoglądała w ludzie oczy prosząc o pomóc, ale nikt nie wiedział co zrobić, nawet szamani nie wiedzieli jak zdjąć czary. Profesor Ciekawski po wysłuchaniu opowieści postanowił wyruszyć do lasu na spotkanie żyrafy. Nie wiedział jeszcze co zrobi ani jak ale wiedział, że spróbuje jej pomóc. Profesor szybko odnalazł żyrafę, która wcale się go nie bała. Była to mała żyrafa, której skóra była w kolorze żółtym i pokryta była kolorowymi kółkami. Kółka były zielone, niebieskie, czerwone. Żyrafa wyglądała jak mała dziecięca przytulanka, którą tak bardzo lubił profesor gdy był małym chłopcem. Patrzył w smutne oczy żyrafy i przypominał sobie jak tęsknił za swoją ukochaną przytulanką, która zginęła podczas przeprowadzki. Przypomniał sobie jak bardzo lubił ją tulić do snu i jakie miał wtedy kolorowe i niesamowite pełne ekscytujących przygód sny. Profesor bezwiednie podszedł do żyrafy i przytulił ją do siebie. Wtedy nagle coś się stało, las spowiła gęsta mgła i czuć było wilgoć i zapach ziół w powietrzu. Profesor Ciekawski odsunął się niepewny tego co się stanie. W chwili gdy mgła opadła jego oczom ukazał się niesamowity widok, zamiast żyrafy ukazał się oczom podróżnika duch chłopca zaklętego w żyrafę. Duch pięknie podziękował podróżnikowi za zdjęcie zaklęcia i powiedział, że długo czekał na niego. Bo tylko on mógł zdjąć z niego to zaklęcie. Profesor wrócił do wioski z uczuciem rosnącego serca. W wiosce nie wiedział dlaczego tubylcy przywitali go gromkimi brawami i okrzykami zadowolenia. Wódz wioski pokazał profesorowi skórę na której widniała postać przypominającą profesora przytulającego mała żyrafę przytulankę. To była jedyna skóra której nie pokazali tubylcy podróżnikowi. Wiedzieli, że sam musi wpaść na sposób w jaki odczaruje chłopca. Podróżnik podziękował tubylcom za gościnę i wrócił do domu. Była to pierwsza jego wyprawa z której nie miał zdjęć dziwnego zwierzęcia ale za to wypakowując bagaż znalazł zaginioną przytulankę i powrócił do małego chłopca lubiącego sny pełne niesamowitych przygód.






Rozdział II

W pogoni za pluszowym króliczkiem


Profesor Ciekawski siedział w swoim przytulnym fotelu i obmyślał, kolejną podróż. Zastanawiał się dokąd tym razem zaprowadzi go jego palec. Wodził palcem po mapie i myślał, co tym razem mu się przydarzy, dokąd pojedzie i co zobaczy. Nieoczekiwanie palec profesora Ciekawskiego zatrzymał się w miejscu gdzie pod lupą widać było na oceanie atlantyckim maleńką wyspę. Podróżnik szybko spakował swoje rzeczy i udał się w kolejną podróż. Wyspa była tak mała, że nie na wszystkich mapach można było ją znaleźć. Profesor jako dociekliwy podróżnik znalazł sposób aby dotrzeć na nikomu nie znaną i niezamieszkała wyspę. Gdy łódź dobiła do brzegu profesor wyskoczył na brzeg i rozejrzał się po plaży. Gorący piasek parzył stopy o słońce paliło niezmiernie. Profesor szybko zacumował łódź i z plecakiem udał się w głąb wyspy w poszukiwaniu przygody. Szedł mijając kolejne drzewa pełne zwinnych i rozbrykanych małpek, wodospady szumiące wodą i piękne łąki usłane pachnącymi kwiatami. Profesor oddał się coraz bardziej od brzegu wchodząc w głąb wyspy. Wędrując tak i zachwycając się pięknem dzikiej przyrody beztroski podróżnik dotarł do wioski. Wioska zamieszkana była przez ludzi którzy nosili spódniczki z trawy i kolorowe pióropusze we włosach. Profesor zaciekawiony ich kulturą szybko nawiązał kontakt z wodzem plemienia i starszyzną. Wieczorem gdy profesor zadomowił się w wiosce, wieczorem zasiadł z mieszkańcami wioski wkoło ogniska. Ogień wesoło skwierczał a kolorowe płomienie dopełniały obrazy opowieści wodza i starszyzny. Opowiadali oni gościowi legendy i zasłyszane historie pełne dzikich zwierząt i czarów. Profesor z głową pełną niesamowitych opowieści poszedł spać. W nocy śniły mu się różne historie zasłyszane tego wieczoru. Jedna z opowieści szczególnie utkwiła profesorowi w głowie i śniła mu się całą noc. W sumie to zapamiętał tylko tyle, że chodziło o poszukiwanie króliczka. Mieszkańcy wioski opowiedzieli historię małego króliczka, który dawno, dawno temu był maskotką dzieci w wiosce. Kiedyś małego króliczka znalazł jeden z myśliwych i przyniósł do wioski. Od razu dzieci zaopiekowały się zwierzątkiem a ono stało się ich ulubioną maskotką. Dzieci przynosiły króliczkowi różne smakołyki a króliczek rósł i był coraz większy i większy. Jego sierść była piękna i lśniąca. Królik bawił się i pokazywał coraz to nowe sztuczki, którymi wywoływał uśmiech na twarzach dzieci. Pewnego razu zazdrosny o królika szaman, zostawił niedomknięte drzwi od zagrody i królik uciekł. Dzieci były zrozpaczone płakały a szaman czuł, się potrzeby gdy przychodzili do niego mieszkańcy z zapytaniem gdzie jest królik i czy się odnajdzie. Szaman rzucał kamienie, rozgrzewał zioła i wróżył mówiąc, że dusza królika odeszła daleko stąd do krainy zwierząt. Dzieci były niepocieszone i smutne. Szaman był dumny z siebie. Mokry i przerażony profesor zerwał się z łóżka porzucając resztki snu. Wyszedł z namiotu żeby trochę ochłonąć i popatrzeć w gwiazdy. Gdy tak stał przed namiotem usłyszał jakiś szelest dobiegający spomiędzy pobliskich zarośli. Zaciekawiony poszedł w kierunku z którego dobiegał szelest. Wszedł pomiędzy zarośla i zobaczył jak małe zwierzątko skacze i spogląda na profesora zachęcając do podążania za nim. Profesor poszedł za skaczącym zwierzakiem nie patrząc, że oddalał się od wioski. Gdy znaleźli się nad wodospadem, profesora ostudził w pogoni za skoczkiem szum wodospadu i chłodna mgiełka unosząca się w powietrzu. Profesor rozejrzał się i zobaczył na jednej ze skał stojącego króliczka, którego gonił. Królik stanął na tylnych łapkach i opowiedział podróżnikowi historię. Zły szaman wypuścił królika licząc, że pomagając w poszukiwaniu maskotki zyska szacunek i pogłos. Tymczasem królik uciekł i nie miał zamiaru wracać do wioski. Zaspany profesor wrócił do wioski i zapadł w sen. Spał długo i wciąż śnił mu się królik tak miły i przytulny, że wyciągał do niego ręce chcąc go objąć. Króliczek był pluszowy i miał śmieszne wełniane wąsy. Profesor we śnie przytulał króliczka a ten wtulał się w jego ramiona. Gdy profesor obudził się, zrozumiał że pluszowy królik był tylko jego sennym wspomnieniem z dzieciństwa. Przypomniał sobie jedną ze swoich ulubionych przytulanek z dzieciństwa. Gdy zasypiał tulił królika do siebie.






Rozdział III

Cukierkowa łąka


Profesor ciekawski jak zwykle siedział w swoim fotelu, z zadowoleniem spoglądał na mapę. Wiedział, że znowu nadchodzi czas aby udać się w nieznane. Po ostatniej podróży wypoczęty i rozpromieniony z ogromnym zapałem zaczął szukać swym palcem miejsca, gdzie może odkryć coś nowego. Palec zatrzymał się na jednej z wysp u wybrzeża Hiszpanii. Profesor już obmyślał co spakuje i poekscytowany szykował się do nowej wyprawy. Gdy dotarł na wyspę z nieba lał się żar południowego słońca, a niebo pozbawione było chmur. Dla profesora nie było to przeszkodą, ubrany w szorty i kapelusz słomkowy wędrował z plecakiem i lornetką w poszukiwaniu przygody. Szedł, szedł aż dotarł do polany nad wodospadem. Tu też postanowił rozbić swój obóz. Wieczorem gdy siedział przy ognisku i uzupełniał swój dziennik podróży, poczuł ogarniający go sen. Tak silny, że nie był w stanie mu się oprzeć. Zmęczony zasnął i marzył co przyniesie mu następny dzień. Rano obudziły go promienie wstającego słońca ogrzewające namiot. Obudzony Ciekawski w piżamie i boso wygramolił się z namiotu i spojrzał na wodospad, na tle którego widoczna była kolorowa tęcza unosząca się nad wodą. Tęcza zaczynała się nad namiotem podróżnika. Była tak kolorowa i na wyciągnięcie ręki, że rozmarzony profesor wyciągnął rękę chcąc złapać choć kawałek tęczy. Ku jego zdziwieniu udało się i odłamał kawałek tęczy. Tęcza była z kolorowej, słodkiej waty cukrowej, jaką pamiętał z wesołego miasteczka. Zaskoczony patrzył na tęczę i myślał co tez znajduje się na jej drugim końcu. Zamknął oczy i usłyszał głos, który mówił mu żeby za nim szedł i nie otwierał oczu. Profesor wsłuchał się w głos i szedł przed siebie. Wydawało mu się , że idzie bardzo długo, trochę pod górę trochę z góry, między drzewami aż poczuł pod stopami coś miękkiego i bardzo przyjemnego. Otworzył oczy i zobaczył, że jest na drugim końcu tęczy. Tęcza swobodnie opadała na zieloną łąkę z waty cukrowej, na której rosły piękne kwiaty z cukierków. Profesor Ciekawski nie mógł uwierzyć, w to co widział. Łąka słodka jak wata cukrowa a kwiatki o smaku cukierków owocowych. Zebrał kilka cukierkowych kwiatków i schował do kieszeni piżamy. Profesor wciąż był przekonany, że śpi i ta łąka jest tylko słodkim snem o cukierkowej łące małego chłopca. Biegał, skakał i objadał się słodkościami fruwał na łące nie dotykając jej prawie stopami. Był tak zajęty zbieraniem kwiatków i układaniem ich w bukiety, że zapomniał zupełnie o świecie. Obudził się w nim ten mały chłopiec, przed którym trudno było uchronić coś słodkiego w domu. Mały psotnik, który zawsze wiedział gdzie szukać cukierków i pysznego ciasta. Ale pamiętał też, że nadmiar słodyczy jest niezdrowy i niszczy zęby, pamiętał jaki to ból ja się siedzi na fotelu u dentysty. Postanowił, że nie zje wszystkiego tylko zostawi sobie na później i będzie się delektował słodkim smakiem bajkowych cukierkowych kwiatków zapisując kolejne strony swego dziennika z podróży. . Profesor czuł, że musi to opisać w swoim dzienniku podróży. Odwrócił się, żeby spojrzeć na polane na której był jego namiot i w mgnieniu oka znalazł się przed namiotem. Nie wiedział bardzo co się stało ale zniknęła tęcza i nie było widać już polany z kwiatkami o smaku cukierków. Stał przed namiotem na wprost wodospadu i patrzył na opadającą mgłę. Ciekawski pomyślał, że chyba coś mu się śniło i pewnie lunatykował. Rozmarzony wrócił do namiotu i sięgnął po dziennik. Szukając okularów sięgnął do kieszeni piżamy. Jakież było jego zdziwienie gdy znalazł w kieszeni cukierkowe kwiatki. Pomyślał, że ten mały chłopiec wiedział co dobre.






Rozdział IV

Pisankowo


Tego dnia profesor Ciekawski wstał wypoczęty i pełen sił. Towarzyszyło mu przeczucie, że ten dzień tak jak i poprzednie będzie pełen niespodzianek i zaskakujących przygód. Nasz nieustraszony podróżnik pełen uśmiechu stanął przed mapą i znowu zaczął wędrować po niej palcem. Nieoczekiwanie spojrzał i przeczytał nazwę Wyspy Wielkanocne. Pomyślał, że to dziwny zbieg okoliczności gdyż nadchodzą święta wielkanocne. Nie mogąc pozbyć się przeświadczenia, że tak miało być, gotowy na nowe wyzwanie szybko się spakował. Profesor Ciekawski już był na wyspach wielkanocnych ale pomyślał, że nic się nie stanie jak jeszcze raz odwiedzi piękne zakątki. Z plecakiem przemierzał wyspę wszerz i wzdłuż, szukając przeczucia czekającej go przygody. Gdy tak chodził po zielonych równinach nic nie zapowiadało tego co miało za chwilę nastąpić. Nagle pod Ciekawskim zarwała się ziemia i wpadł do dołu. Poturbowany i przygnieciony plecakiem, leżał na dnie. Gdy oprzytomniał i wstał obejrzał miejsce w którym się znalazł. Wyciągnął z plecaka latarkę i zaczął sobie przyświecać. W jednym z miejscu profesor zobaczył że pnącza zasłaniają wejście do jakiegoś tunelu. Rozgarnął rośliny i wszedł do środka przyświecając sobie latarką szedł dalej, przedzierając się przez gąszcz pnączy i pajęczyn. Dokładnie nie wiedział Ciekawski jak długo szedł ciemnym tunelem ale na tyle długo by poczuć głód, ból nóg i ogarniające go zmęczenie. Akurat tunel wchodził do jaskini i profesor mógł choć na chwile usiąść. Przyświecając latarką rozglądał się po jaskini gdy nagle zobaczył bijące źródełko. Pomyślał, że skoro w jaskini są gryzonie to woda musi być pitna i zaczerpnął kubek wody. Gdy odpoczął dalej wędrował ciasnym korytarzem gdy nagle zaczął spadać w dół. Leciał, leciał aż wylądował na trawie. Rozejrzał się i zastanowił się co jeszcze może się wydarzyć. Otrzepał ubranie, założył plecak i ruszył w poszukiwaniu miejsca na obóz. Gdy tak szedł i rozglądał się pogrążony w rozmyślaniach o wyspie Wielkanocnej dotarł do wioski. Jakież było jego zdziwienie gdy odkrył, że każdy dom w tej wiosce ma kształt pisanki i jak pisanka jest ozdobiony. Jedne pisankowe domki były w kwiatki inne w kratkę a jeszcze inne w paski lub wyklejone kolorowym papierkami. Wioska wyglądała jakby ktoś na wielkim półmisku wyłożonym rzeżuchą postawił całe mnóstwo różnobarwnych świątecznych pisanek. Ciekawskiemu bardzo spodobała się ta wioska i postanowił przenocować w niej. Gdy rozgościł się w pisankowym domku natychmiast zaczął zdawać mieszkańcom cale mnóstwo pytań. Wioska nosiła nazwę Pisankowo i wyglądała jakby wszystkie pisanki były dziełem dziecięcej ręki i wyobraźni małego chłopca. Profesor z wielkim zapałem słuchał opowieści o pisankowych domkach i jej mieszkańcach. Trudno było uwierzyć podróżnikowi, że na wyspie wielkanocnej znajdzie pisankową wioskę. Znurzony podróżą i wrażeniami podróżnik zasnął. Wszystko w pisankowym domku było kolorowe bardzo miłe i przytulne. Podróżnik spał a we śnie wracał wspomnieniami do koszyków wielkanocnych, które pamiętał z domu. Zawsze były one pełne kolorowych pisanek zrobionych jego małymi rączkami. Podróżnik obiecał sobie, że po powrocie koniecznie uzupełni swój dziennik z podróży. Gdy się obudził, stwierdził, że to był sen ale bardzo miły i pozytywnie nastrajający do nadchodzących świąt. Profesor podniósł się z fotela i spojrzał na koszyk pełen ślicznych kolorowych pisanek, zrobionych dziecięcymi rączkami. Jedne były w kwiatki, inne w paski kratkę a jeszcze inne i to te, które najbardziej lubił były w wełnianych sweterkach.






Rozdział V

Historia latającego pingwinka


Profesor Ciekawski czuł, że już zbyt długo siedzi w domu i tęsknił za nową wyprawą. Zamyślony spoglądał na mapę i szukał miejsca gdzie może się udać. Nagle wzrok jego zatrzymał się na białym polu na samym dole mapy. Była to Antarktyda. Profesor lubił wędrówki do ciepłych krajów ale pomyślał, że nic się nie stanie jak tym razem uda się do śnieżnej krainy. Jak pomyślał tak uczynił. Spakował ciepłe ubrania i wyruszył po kolejna przygodę. Antarktyda pokryta była białą śnieżną pierzynką. Dostać się tam też nie było łatwo, ale pomysłowy Ciekawski zawsze znalazł sposób aby dotrzeć do celu podróży. Gdy tak chodził po śnieżnej pokrywie uważając aby nie wpaść w zaspę śnieżną, podziwiał małe misie polarne, które w oddali bawiły się beztrosko. Śnieg przyjemnie trzeszczał pod butami a słońce oświecało promieniami białą pokrywę. Zadowolony profesor głębiej naciągał czapkę i otulał się szalikiem. Pogoda była piękna choć bardzo mroźna a okolica urocza. Ciekawski ciepło ubrany w grubą kurtkę, czapkę, szalik i rękawiczki z saniami pełnymi jedzenia i niezbędnego ekwipunku wędrował w poszukiwaniu przeczucia o zbliżającej się przygodzie. Sanie ciągnął psi zaprzęg. Gdy tak wędrował, mróz zalotnie pokrywał szronem wąsy profesora a na twarzy malował się uśmiech zadowolenia z dokonanego wyboru. Antarktyda witała przybysza prawdziwym śniegiem, którego dawno nie widział. Przez chwilę pomyślał, że miło by było ulepić bałwana albo porzucać się śnieżkami albo pojechać na kulig sankami. Pomysł o sankach jednak szybko porzucił, gdyż poruszając się psim zaprzęgiem czuł przerażające zimno. Po namyśle uznał, że najlepiej będzie ulepić wesołego bałwana. Gdy tak pędził zaprzęgiem dotarł do wioski rybackiej położonej nad małą zatoką. Szybko zadomowił się, gdyż czuł że tu zdarzy się wielka wspaniała przygoda. Mieszkańcy wioski byli przyjaźni i pomogli Ciekawskiemu w rozbiciu obozu. Ten zaczął wypytywać tubylców o zwyczaje, historię i legendy. Wszyscy chętnie opowiadali przybyszowi jak im się żyje na śnieżnej pustyni. Wkoło podróżnika ciągle biegał tłumek dzieci rządnych ciekawostek ze świata. Dzieci też chętnie opowiadały przygody różnych zwierząt, ale i same chętnie słuchały opowieści z poprzednich wypraw profesora Ciekawskiego. Podróżnik spisywał w swoim dzienniku zasłyszane ciekawostki z życia niedźwiedzi polarnych, fok i pingwinów. Gdy tak otoczony wianuszkiem dzieci przechadzał się po wiosce i okolicach, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że nowa historia będzie związana z chłopcem , który zawsze stał z boku grupki dzieci. Pewnego dnia podróżnik bawiąc się z dziećmi, postanowił ulepić bałwana i pokazać jaka to może być fajna zabawa. Dzieci lepiły śnieżne kule a profesor układał je jedna na drugiej tworząc bałwana. Bałwan dostał wiadro na głowę, kij w rękę a guziki miał z kamyków, które dzieci znalazły na brzegu zatoki. Śnieżny stwór wyglądał dostojnie i ciekawie. Profesor znowu czuł się jak mały chłopiec beztroski i szalony. Patrzył z dziećmi na dzieło, gdy przypomniał sobie, że plecaku ma zimne ognie i wpadł na szalony pomysł. Szybko je wydostał z plecaka, wetknął w bałwana i podpalił. Radości dzieci nie było końca, wszyscy wychodzili z domów i patrzyli na dzieło dzieci i podróżnika. Postać bałwana obsypana była całym mnóstwem migotających iskierek. W świetle zachodzącego słońca widok sztucznych ogni oświecających lodowe dzieło był wspaniały. Po dniu pełnym przygód znużony podróżnik położył się spać. Spał mocno, rano obudził go odgłos trzaskającego śniegu przed namiotem. Szybko się ubrał i wyjrzał. Przed namiotem stał chłopiec, ten który zawsze się chował. Powiedział, że ma na imię Juki i chce cos Ciekawskiemu pokazać i że powinien wziąć aparat. Podróżnik ciepło się ubrał i poszedł za chłopcem. Oddalali się coraz bardziej od wioski i Ciekawski trochę się bał, że się zgubili. Juki jednak szedł dalej przed siebie rzucając ukradkowe spojrzenia na profesora. Gdy dotarli do zatoki chłopiec wyjął z kieszeni muszelkę, przyłożył do ust i zadął w nią. Dźwięk jaki popłynął był piskliwy i brzmiał jak by chłopiec nawoływał jakieś zwierzę. Nagle ni stąd ni zowąd usłyszeli trzepot skrzydeł. Ciekawski podniósł głowę i to co zobaczył wprawiło go w osłupienie tak silne, że nie mógł poradzić sobie z aparatem. Zobaczył pingwina, który latał. Juki stal i machał ręką do ptaka, który powinien być zdaniem nauki nielotem Profesor szybko uporał się z aparatem i zrobił zdjęcie. Nie mógł uwierzyć, że pingwin lata. Zadowolony i pełen uśmiechu zaczął wypytywać chłopca o pingwina i o to czy pozostałe pingwiny też latają. Juki powiedział, że latać nauczył się tylko ten jeden pingwin. Chłopiec długo opowiadał historię zabawa z mały ptakiem, wspólne skoki do wody i zabawy na lodzie. Uradowany podróżnik wiedział, że spełniło się jego przeczucie i przygodzie. Pełen entuzjazmu wrócił z dalekiej wyprawy a zrobione zdjęcie dołączył do kolekcji dokumentującej jego niezwykłe przygody.






Rozdział VI

O kangurku Fik miku


Za oknem padał śnieg, a profesor Ciekawski zniechęcony pogodą siedział przed kominkiem i palił swoją fajkę. Z fajki w górę leciała chmurka pachnącego dymu. Kolorowe płomienie wesoło skakały w kominku a iskry skwierczały zalotnie. Ciekawski spoglądał na ścianę, na której wisiała wielka mapa. Wstał i podszedł. Stał chwilę w bezruchu spoglądając na świat. Wyciągnął palec, chwilę wodził nim po mapie mijając kolejne kraje, wyspy kontynenty, morza i oceany. Zamknął oczy i dokonał wyboru. Palec zatrzymał się na Australii. Spoglądając za na śnieg za oknem, profesor był bardzo zadowolony z wyboru. Pomyślał, że w końcu będzie jakaś odmiana. Uradowany szybko się spakował, wskoczył w kolorowe szorty i kapelusz słomkowy, na szyi powiesił aparat i lornetkę. Czuł, że oprócz słońca czeka go w Australii przygoda. Ciekawski wiedział, że Australię kiedyś zamieszkiwali Aborygeni, rdzenni mieszkańcy. Znał zwyczaje i kulturę, wiedział, że prowadzili koczowniczy tryb życia i byli myśliwymi. Wiedział też, że myśliwi używali umownych znaków, aby nie płoszyć głosem zwierząt podczas polowania. Na przykład otwierająca się stopniowo dłoń, oznaczała kangura. Wiedział również, że Aborygeni czcili ogień jako przyjaciela. Ciekawski podążał w głąb lądu i szukał znowu miejsca, w którym miałby uczucie, że zdarzy się coś ekscytującego. Gdy tak wędrował dotarł do rezerwatu gdzie mieszkali Aborygeni. Mieli oni czarną skórę, kręcone włosy a twarze ich były pomalowane białą farbą. Byli bardzo przyjaźni i ciepło przywitali podróżnika. Profesor szybko się zadomowił i zaczął swoim zwyczajem wypytywać o wszystko. Gdy tak sobie rozmawiał z mieszkańcami wypytywał ich o historie związane ze zwierzętami. Tubylcy znali mnóstwo przygód i chętnie opowiadali i pokazywali stare ryciny i malunki na skórach. Ciekawskiemu spodobał się rysunek małego kangurka. Najstarszy z plemienia widząc błysk w oku podróżnika opowiedział mu historię pewnego polowania. Historia przydarzyła się grupce początkujących myśliwych. Udali się oni na polowanie. W pewnym momencie jeden z myśliwych stanął w bezruchu, uniósł rękę i powoli otwierał dłoń. Pozostali myśliwi wiedzieli, że jest przed nimi kangur. Wpatrzeni przed siebie, powoli poruszali się pomiędzy krzakami i trawami. Gdy już zobaczyli kangura, wymierzyli do niego z łuków i.. fik mik i kangura już nie było. Po powrocie do wioski opowiedzieli o kangurze, który im bardzo szybko umknął. Za jakiś czas inni myśliwi opowiedzieli, że tez widzieli kangura, który im fik mik i szybko uciekł. Historia się powtarzała przy kolejnych polowaniach a kangura w końcu nazwano Fik Mik. Nikomu nie udało się podejść do kangura na tyle blisko, żeby go złapać. Wszyscy wiedzieli, tylko , że ma na jednym oku łatę, tak jakby mu ktoś oko podbił. Myśliwi z wioski zaczęli opowiadać różne historie o Fik Miku i zaczęto go nawet utożsamiać z duszą jednego z myśliwych, który zginął na polowaniu na kangury. Ciekawski był zachwycony opowieściami i zwinnym kangurze i pięknymi malowidłami na skórze. Lubił takie historie. Narobił całe mnóstwo zdjęć aby móc podzielić się tą opowieścią z innymi. Gdy wracał już do domu jadąc samochodem zobaczył biegnącego obok samochodu kangura, jakie było jego zdziwienie gdy zobaczył plamę na jego oku. Wykrzyknął Fik Mik!! A kangur słysząc swoje imię podskoczył wesoło w górę i wywinął w powietrzu fikołka. Profesor szybko wyciągnął aparat i robił zdjęcia. Patrzył z zachwytem na ewolucje zwierzęcia. Gdy odjeżdżał, miał wrażenie, że Fik Mik macha mu łapą i wiatr niósł szelest liści i szumiał do zobaczenia Profesorze przy następnej wyprawie !!.






Rozdział VII

Wizyta w przedszkolu


Dzień był piękny i słoneczny. Profesor z zadowoleniem spoglądał na zaproszenie leżące na stole. Dziś wybierał się z wizytą do przedszkola. Został zaproszony przez dzieci, którym miał opowiedzieć o zwierzętach jakie spotkał i podzielić się z nimi swoimi przygodami. Ciekawski szybko ubierał się nie chcąc się spóźnić. Wiedział, że nie może sprawić zawodu dzieciom. Gdy dotarł na miejsce, ręce miał pełne albumów i przeźroczy, które chciał dzieciom pokazać. Profesor ciekawski początkowo czuł się nieswojo patrząc na biegające dzieci. Czuł, że kiedyś miał dusze beztroskiego dziecka, tylko nie wiedział co się z nią stało. Niepewnym krokiem mijał kolejne sale grupa I Kangurki, grupa II Króliczki, Tygryski i Sowy. Czuł wracające wspomnienia, gdy patrzył na ściany obklejone pracami dzieci. Małe nieporadne rączki dzieci stworzyły wylkejankowe łąki, włóczkowe baranki. Ciekawski nagle w szybie zobaczył zamiast swojego odbicia, małego chłopca, który był prędki i ciekaw wszystkiego. Przypominał sobie jak codziennie wracał z podartym spodniami i głową pełną pytań. Pytania zadawał na prawo i lewo, pytał wszystkich i o wszystko. Stał i patrzył oczyma wyobraźni na małego chłopca. Z zadumy wyrwał go jednak cichy głos. Mała dziewczynka stała obok profesora i ciągnęła go za połę marynarki. Była najwyższa pora zacząć opowieści. Dzieci przywitały podróżnika oklaskami i okrzykami. W sali dzieci miały przygotowane swoje rysunki różnych zwierząt. Profesor Ciekawski opowiadał swoje przygody z wielkim zapałem i entuzjazmem. Puszczał przeźrocza i pokazywał zdjęcia. Gdy zaczynał opowiadać o jakimś zwierzątku najpierw coś o nim opowiedział a potem pytał dzieci co to jest za zwierze. Dzieci wtedy krzyczały nazwę zwierzątka i podnosiły do góry przygotowane rysunki. Ciekawski patrzył na zasłuchane główki dzieci, które wpatrzone w niego słuchały opowieści. Dzieci były tak zajęte opowieściami, że nie reagowały na wołania dyżurnych. Rodzice mieli problem żeby dzieci wyciągnąć z Sali. Żadne dziecko nie chciało stracić żadnej z opowieści profesora. Trwała zacięta walka z rodzicami, którzy siłą chcieli zabrać swoje pociechy a one biegły z powrotem do sali i zapartym tchem słuchały przygód z coraz to innymi zwierzętami. Dopiero gdy profesor obiecał, że jeszcze przyjdzie i wtedy dokończy opowiadać swoje przygody, dzieci zgodziły się wyjść z sali. Dzieci postanowiły zrobić profesorowi niespodziankę i na następne spotkanie przygotować album z rysunkami, które same wykonają. Profesor był zachwycony małymi słuchaczami. Tak naprawdę Profesor Ciekawski to każdy mały chłopiec i każda dziewczynka, którzy układając się wieczorem do snu ze swoimi ulubionymi przytulankami wybierają się w dalekie podróże pełne przygód i niesamowitych historii.




Przygody, póki co bezimiennego Łosia.





Drogie dzieci jestem sobie Łoś,
rozbrykany urwis mały.
Niebieski szalik mam,
biegam sobie tu i tam,
przygód miałem wiele,
co zdarzyło się dziś,
wczoraj i w niedzielę,
to opowiem teraz Wam,


Rozdział I


Był sobie Łoś, który był bardzo niesforny, ciągle biegał i rozrabiał. Nikogo nie słuchał i stale był w opresjach. Rodzice go wciąż ostrzegali a niesforny Łoś miał ostrzeżenia za nic. Pewnego dnia Łoś poszedł na spacer z mamą do parku. Mama usiadła na ławce a Łoś bawił się w piaskownicy. Mama ciągle na niego spoglądała i starała się mieć małego urwisa w zasięgu wzroku. Mały Łoś bawił się i biegał z innymi dziećmi. Zadowolony i zajęty zabawą nie zauważył, jak zaczął się oddalać od miejsca gdzie siedziała jego mama. Wciąż mały Łoś zauważał coraz to inne ciekawostki, które ściągały jego uwagę. Raz był to ptaszek, kolorowo upierzony innym razem był to piesek w śmiesznym ubranku. Mały Łoś pochłonięty zabawą i gonitwą za ptakami nie zauważył jak nagle stracił z oczu plac zabaw i mamę. Zdezorientowany maluch stanął bezradnie na trawie i zaczął się rozglądać, Wkoło były same drzewa, alejki i całe mnóstwo ludzi spacerujących w różnych kierunkach. Nigdzie jednak nie było ani placu zabaw ani mamy. Zapłakany Łoś stał pod drzewem i głośno szlochał.
Nagle z płaczu wyrwał Łosia głos cichy i spokojny. Łoś podniósł głowę i zobaczył policjanta, który patrzył na jego zapłakana buzię. Podał mu chusteczkę i zaczął wypytywać gdzie jest jego mama. Łoś opowiedział jak przyszedł na plac zabaw jak się bawił i jak pobiegł za ptakiem, potem pieskiem i potem...jak się zgubił. Pan policjant wziął Łosia na ręce i zaczął poszukiwania mamy. W pewnym momencie Łoś zauważył biegającą zapłakana mamę, która biegała wkoło palcu zabaw i wypytywała czy ktoś nie widział jej synka.
Gdy zobaczyła policjanta niosącego na ręku małego Łosia była przeszczęśliwa, że dziecku nic się nie stało i że policjant zaopiekował się malcem. Policjant razem z mamą wytłumaczyli małemu Łosiowi, że nie wolno oddalać się od rodziców bo może stać się dziecku jakaś krzywda i nikt nie będzie w stanie pomóc mu w porę. Mały Łoś dostał od policjanta plakietkę z numerem alarmowym 112 pod który można dzwonić w jeśli widzimy, że komuś dzieję się krzywda i potrzebujemy natychmiastowej pomocy ze strony Policji.
Tego dnia mały Łoś był tak przejęty wydarzeniami wciąż wystraszony, wydarzeniami, że obiecał mamie, że nigdy więcej nie oddali się od niej na placu zabaw bez jej pozwolenia.
Ale drogie dzieci to nie koniec opowieści o Łosiu, jutro wstaje nowy dzień i Łoś znowu będzie brykał i dokazywał. Co tym razem się wydarzy opowie Wam następnym razem.





Rozdział II

Mały Łoś siedział sobie na kanapie i oglądał telewizję. Tego dnia była wyjątkowo brzydka pogoda. Mama Łosia postanowiła zorganizować urwisowi czas w domu na zabawach. Najpierw bawili się w chowanego, potem grali w kolory w pomidora w zgadywanki i wiele innych zabaw. Mama Łosia była tak zmęczona, że zasnęła na kanapie. Mały Łoś wgramolił się na krzesło i spoglądał przez okno na świat. Krople deszczu kapały i uderzały o szybę i parapet. Za oknem Łoś widział całe morze kolorowych parasoli i ludzi przemykających bez nich. Widział jak biegają i szybko chowają się w zadaszone miejsca. W pewnym momencie gdy tak spoglądał sobie na świat pełen kałuży zobaczył, że jedna z kolorowych parasolek poszybowała w górę porwana wiatrem. Właścicielka parasoli starsza pani leżała w kałuży a siatka z zakupami leżała obok. Wtem podbiegł do niej jakiś mężczyzna i już Łoś myślał, że jej pomoże a tu wyrwał torebkę popchnął i zaczął uciekać. Mały Łoś obserwował cały czas to co się stało i pomimo ulewnego deszczu słyszał jak starsza pani woła o pomoc. Niewiele myśląc pobiegł do mamy i zaczął ją budzić i podał telefon z prośbą o zadzwonienie na Policję. Zaspana mama nie bardzo wiedziała o co dziecku chodzi bo ten bardzo szybko opowiadał co się stało. Mały Łoś wybrał mamie numer alarmowy 112 i mama wezwała policję. Łoś opowiadał panom policjantom co widział jak mężczyzna uciekał i gdzie, jak się szarpał ze starszą panią i jak ona wołała pomocy. Policjanci pochwalili małego Łosia za rozwagę bo powiadomił dorosłego o zdarzeniu i za to, że tak dużo zapamiętał.
Uradowany Łoś dumny z siebie paradował po domu. Był z siebie dumny i wiedział dlaczego dobrze postąpił tak jak uczyli go rodzice.

CIAG DALSZY NASTAPI...